Kto odpowiada za ceny prądu? Manipulacja polskich elektrowni

Elektrownia w Bełchatowie

Polskie spółki energetyczne zrzeszone w Towarzystwie Gospodarczym – Polskie Elektrownie rozpoczęły kampanię na billboardach i w telewizji, której celem jest obwinienie za podwyżki prądu Unii Europejskiej. Zdaniem ekspertów można mówić o dużej manipulacji.

Polskie elektrownie uruchomiły gigantyczną kampanią, której celem jest przekonanie ludzi, że za podwyżki ceny prądu odpowiada polityka Unii Europejskiej. Powodem ma być tzw. opłata klimatyczna, czyli wydatki spółek na zakup uprawnień do emisji CO2 (w skrócie: chcesz truć atmosferę – płać). Rząd jest zaś rzekomo tym, który nas ratuje obniżkami VAT i akcyzy oraz rekompensatami podwyżki cen.

Podobne wypowiedzi pojawiają się także z ust ważnych polityków rządu, a odbiorcy energii dostają od dostawców pisma, w których obwiniająca UE retoryka jest powielana. Pisma z taką treścią dostają też kliencie PGE.

To przekaz zarówno skrajnie antyunijny, jak i skrajnie nieprawdziwy. Jak jest więc rzeczywistość?

Żadne 60%

Jak podaje portal 300Gospodarka.pl, na cenę prądu składają się:

  • produkcja energii – ok. 32%,
  • wykorzystanie sieci – ok.32%,
  • podatki, opłaty krajowe – ok. 36%.

W wypowiedziach polityków i informacjach od dostawców energii pojawia się informacje sugerujące, że za 60% ceny prądu odpowiada polityka klimatyczna UE. – Te 60% kosztów wytwarzania energii, o których mówią polscy politycy i spółki energetyczne, dotyczy pierwszych 32% – wskazują unijni urzędnicy cytowani przez portal 300gospodarka.pl. – To jakby założyć, że 60% kosztu wyprodukowania bawełny to 60% ceny, którą widzimy na metce, kupując ubranie – dodają.

Związek Stowarzyszeń Polska Zielona Sieć (inicjatywa zrzeszająca organizacje ekologiczne) wylicza zaś, że rzeczywista opłata za emisje CO2 stanowi 20-30% ceny prądu. Według Forum Energii, które specjalizuje się w energetyce, w 2022 r. będzie to do 23%.

Pieniądze zostają w Polsce

Co ważne – wszystkie pieniądze z tytułu opłat za emisje pozostają w Polsce. Nie trafiają do Brukseli, lecz do budżetu państwa. W ostatnich 5 latach było to 58 miliardów złotych, z czego ponad 25 miliardów w samym roku 2021.

Połowa z tych pieniędzy ma iść na transformację energetyczną. Tymczasem rząd wciąż blokuje budowę wiatraków, w poprzednim roku zatwierdził prawo ograniczające rozbudowę fotowoltaiki, a z modernizacją sieci przesyłowych również jesteśmy daleko w tyle.

Co więcej, w porównaniu z 2019 r. emisje CO2 z sektora elektroenergetycznego w całej UE zmalały w 2021 r. o 5%. Ale nie w Polsce, gdzie… wzrosły o 7%. „Z każdym rokiem Polska pozostaje coraz bardziej w tyle za sąsiadami.” – ocenia think tank Ember.

Ogólnoświatowy kryzys

Polityka UE nie wpływa na ceny energii w USA, a jednak tam też ceny szaleją. Bo obecny kryzys energetyczny jest ogólnoświatowy. Odbicie gospodarek po pandemii było ogromne, a wraz z nim wzrosło zapotrzebowanie na wiele produktów i energię. Do tego w UE dochodzą czynniki bardziej lokalne. Jak np.:

  • Działania Gazpromu, który ograniczył dostawę gazu (co wpływa na ceny prądu także w Polsce).
  • Poprzednia zima się dłużyła, zwiększając zapotrzebowanie na ogrzewanie.
  • Na kontynencie i morzu wiało o wiele mniej.
  • We Francji przedłużała się modernizacja elektrowni jądrowych.
  • OZE wciąż jest o wiele za mało.

Antyunijny rząd

Zasada „zanieczyszczający płaci” jest bardzo sensowna. Nie jest też niczym nowym – system opłat wprowadzono w 2005 r. I było wiadomo, że z czasem za trucie atmosfery będzie trzeba płacić coraz więcej. Jeśli znaki drogowe wskazują na ślepą uliczkę, to kto będzie winny zderzeniu się ze ścianą – budynek czy kierowca?

Ale zamiast skręcać (szykować się do transformacji), kolejne rządy jechały dalej, grając na status quo. Obecny rząd próbuje tego z całych sił – Polska jest jedynym unijnym krajem, który nie zadeklarował osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 r. Chce też wydobywać węgiel do 2049 r. Żaden inny kraj w UE nie planuje tego później. W efekcie w latach 30. Polska będzie odpowiadać za dwie trzecie unijnej energii z węgla, a w latach 40. będzie jedyna.

Wspierać transformację

Tym, co może nie tylko obniżyć ceny prądu, ale i uniezależnić nas np. od Rosji (za sam węgiel i ropę otrzymała w ostatnich 20 latach 733 miliardy złotych), jest czysta energia. „Brak transformacji winduje ceny energii, nie polityka klimatyczna” – wyjaśnia już w tytule swej analizy Forum Energii.

I dodaje, że Polska energetyka potrzebuje inwestycji w zeroemisyjne źródła, które nie generują kosztów CO2, a których rozwój jest zbyt wolny. „To będzie obniżać hurtowe ceny energii w dłuższej perspektywie” – przekonują eksperci.

Tymczasem w styczniu Sejm przyjął ustawę, dzięki której górnictwo węgla kamiennego ma otrzymać w najbliższych 10 latach 28,8 miliarda złotych publicznego wsparcia.

Granie na Polexit?

Poniektórzy rządowi politycy wspominają, że Polska powinna wypowiedzieć pakiet klimatyczny UE. Nie ma jednak takiej możliwości. Jedyną drogą do wyjścia z pakietu byłoby wyjście z całej UE.

Ale i to nie rozwiąże problemów, jeśli Polska będzie trwać przy węglu. Czas węgla po prostu się kończy – na świecie coraz trudniej znaleźć finansowanie, chętne do współpracy banki czy ubezpieczycieli. Koszty tak produkowanej energii będą też coraz droższe (z opłatami za emisję czy bez).

Także w Polsce perspektywy są marne – mamy najstarsze elektrownie w UE, które coraz częściej ulegają awariom. Wkrótce wiele z nich będzie musiało być wyłączonych. Do tego kolejne kraje będę rezygnowały z importu do siebie polskich towarów z wysokim śladem węglowym – a eksport to 50% naszego PKB.

Droga donikąd

„Sytuacja w energetyce jest wyjątkowo trudna. Nikt nie spodziewał się pandemii koronawirusa, później tak gwałtownego odbicia gospodarczego oraz tego, że właśnie teraz działania Gazpromu przyczynią się do rekordowo wysokich cen gazu. Gaszenie pożaru benzyną i brak realnych rozwiązań, które w perspektywie kolejnych miesięcy i lat mogą ograniczyć koszty energii, będzie tylko pogłębiać problem. A jest nim wiek elektrowni, jedno z najwyższych na świecie uzależnienie od węgla oraz niewystarczający poziom niskoemisyjnych inwestycji. Zamiast planować modernizację sektora, dyskusja koncentruje się na tym „czyja wina” i jak wyjść z systemu handlu emisjami CO2. Jest to droga, która prowadzi donikąd” – komentuje Forum Energii.

I podsumowuje: „Przez wiele lat ceny energii utrzymywały się na względnie niskim poziomie. Krajowa energetyka unikała trudnych decyzji inwestycyjnych, koszt emisji dwutlenku węgla był nieduży. Czerpaliśmy korzyści z eksploatacji starych elektrowni węglowych, choć wiadomo, że bez inwestycji i modernizacji każda branża traci konkurencyjność. Teraz nałożyło się kilka czynników – lata zaniedbań i globalny kryzys energetyczny. Gwałtowna zmiana warunków zewnętrznych poskutkowała wyciągnięciem niepoprawnych wniosków – które przynoszą prawdopodobnie krótkotrwałe korzyści polityczne. Tworzy się wrażenie, że w związku z sytuacją możemy się nie transformować i wrócić do starego modelu energetyki. To jest droga, która donikąd nie prowadzi. Tylko nowoczesna, konkurencyjna i niskoemisyjna energetyka pomoże Polsce ograniczyć koszty energii. Brak transformacji, a nie polityka klimatyczna będzie windować ceny energii.”