Polska znalazła się w koalicji państw deklarujących odejście od węgla. Żeby uniknąć większych zobowiązań, rząd uznał jednak nasz kraj nie za rozwinięty, a rozwijający się. I otrzymał za to „skamielinę dnia”.
Media obiega informacja z trwającego w Glasgow szczytu klimatycznego. Wynika z niej, że Polska dołączyła do wielkiej koalicji państw, które zobowiązały się do odejścia od węgla. Wychodzi jednak na to, że powodów do zachwytu nie ma, bo dotychczasowe deklaracje rządu nie ulegają zmianie. Co więcej, według podejścia PiS Polska nie jest nawet krajem rozwiniętym…
O co chodzi?
Po zakończeniu trzeciego dnia szczytu klimatycznego ukazał się komunikat brytyjskiej prezydencji o utworzeniu porozumienia na rzecz przejścia z energetyki węglowej na czystą. W grupie znalazło się 18 krajów, które do tej pory nie zadeklarowały daty odejścia od węgla. W tym Polska.
W oświadczeniu kraje zobowiązują się:
- zakończyć wszystkie inwestycje w nową energetykę węglową w kraju i za granicą,
- szybko zwiększyć wdrażanie czystej energii,
- stopniowo odchodzić od energetyki węglowej w głównych gospodarkach w latach 30. i w latach 40. w przypadku reszty świata,
- przeprowadzić sprawiedliwą transformację wychodzenia z energetyki węglowej w sposób korzystny dla pracowników i społeczności.
I co w tym takiego złego?
Teoretycznie nie wygląda to źle. Ale tylko teoretycznie.
- Terminu „główne gospodarki” zwykle używa się zamiennie na „kraje OECD”. Polska, jako 23 największa gospodarka świata, do OECD jak najbardziej należy. Ale użycie pozwalającego na interpretację sformułowania… pozwala na interpretacje. I to naprawdę dziwne. Rzecznik ministerstwa klimatu doprecyzował już, że w przypadku Polski chodzi o lata 40. Wychodzi więc na to, że zdaniem rządu Polska nie jest krajem rozwiniętym.
- Trzymanie się lat 40. to z kolei nic więcej niż podtrzymanie aktualnych deklaracji. Oficjalnie rząd wciąż chce wykorzystywać węgiel do 2049 r. – i z taką propozycją na stole walczy o unijne pieniądze na transformację.
- W komunikacie pada też informacja o sprawiedliwej transformacji realizowanej w sposób korzystny dla pracowników. To również znana śpiewka – rząd twierdzi, że odejdzie od węgla w swoim tempie, bo trzeba zatroszczyć się o górników i bezpieczeństwo energetyczne kraju. Jesteśmy więc jedynym państwem w Unii Europejskiej, który nie przyjął oficjalnie daty odejścia od węgla.
- Co więcej, w 2030 r. chcemy spalać więcej węgla, niż pozwalają na to nowe unijne cele klimatyczne… dla całej wspólnoty.
- Do tego rząd dalej walczy o przedłużenie życia elektrowni w Turowie, przez co skonfliktowaliśmy się z Czechami i (jeszcze bardziej) z Unią Europejską. I przez co Trybunał Sprawiedliwości UE nałożył na Polskę sankcję. Na dziś za każdy dzień działania elektrowni w Turowie wbrew postanowieniu TSUE mamy naliczone już ponad 105 mln zł kary.
- Jednocześnie rząd wciąż nie poluzował możliwości budowania wiatraków. A co więcej – przyjętą w ostatni dniach ustawą sprawi, że montowanie paneli fotowoltaicznych na domach stanie się o wiele mniej opłacalne. W ten sposób zamiast rozwijać odnawialne źródła energii – torpeduje je.
- Warto mieć przy tym na uwadze, że zdaniem naukowców kraje rozwinięte powinny odejść od węgla nie w latach 30., a najpóźniej do 2030 r. Nowe porozumienie wciąż nie spełnia więc wskazań ekspertów. Tym bardziej w kontekście Polski i lat 40.
Włączenie Polski do nowego porozumienia jest więc sprytnym zabiegiem, który nie zmienia ani realiów, ani podejścia obecnego rządu.
Polska ze „skamieliną dnia”
Podejście to dość szybko zostało skrytykowane przez ekspertów. Organizacja Cllimate Action Network Europe przyznała nawet polskiemu rządowi „skamielinę dnia”, którą wręcza symbolicznie każdego dnia szczytu klimatycznego w Glasgow.
„Wygląda na to, że polski rząd nie do końca mówi prawdę o swoim zobowiązaniu do rezygnacji z węgla” – uzasadnia organizacja.
„Polskie elektrownie węglowe już w latach dwudziestych będą finansowo pod kreską, ponieważ w całej Europie następuje przyspieszenie wdrażania czystej energii. Nadszedł czas, aby polski rząd przyjął to do wiadomości, zaprzestał politycznych gierek i ustalił bardziej realistyczną datę wycofania węgla. Bez tego planowanie sprawiedliwej transformacji, która przyniesie korzyści pracownikom i społecznościom, nie będzie możliwe” – ocenia Charles Moore, analityk think tanku Ember.
Krytyka także w Polsce
Lawina krytyki zleciała także w Polsce.
„To absurdalne, że państwo należące do OECD, organizacji skupiającej garstkę krajów o wysoko rozwiniętej gospodarce, kiedy trzeba ponieść wspólny wysiłek na rzecz redukcji emisji, nagle stawia się w pozycji kraju rozwijającego się. To policzek dla krajów globalnego południa, które najmniej przyczyniły się do kryzysu klimatycznego, a odczują go najbardziej” – komentuje Ilona Jędrasik z ClientEarth Polska Prawnicy dla Ziemi.
„Obecnie trendy rynkowe i regulacyjne wyraźnie wskazują, że Polska odejdzie od węgla już w latach 30., otwartym pytaniem pozostaje tylko czy stanie się to bliżej początku czy końca dekady. Dlatego też wypisywanie się z listy ważnych gospodarek i utrzymywanie, że Polska na mocy tej deklaracji wycofa się z węgla dopiero w latach 40. oznacza przede wszystkim problem wizerunkowy dla naszego kraju na arenie międzynarodowej. Nie zwiększa to pola manewru dla rządu wobec realiów wymuszających transformację energetyki już w perspektywie najbliższych kilkunastu lat” – uważa z kolei Aleksander Śniegocki z organizacji WiseEuropa.
Śniegocki jednocześnie zwraca jednak uwagę, że mimo wszystko z perspektywy globalnych negocjacji istotne jest to, że Polska po raz pierwszy znalazła się na liście krajów które oficjalnie potwierdzają wycofanie się z węgla.
„Deklaracja ta potwierdza ogólny kierunek zmian na globalnym rynku energii w kolejnych dekadach, co jest ważnym sygnałem dla inwestorów i decydentów w poszczególnych państwach. Warto też pamiętać, że Porozumienie Paryskie zakłada ciągłą rewizję ambicji klimatycznych, więc każda deklaracja jest traktowana jako zobowiązanie minimum, a nie ostateczny plan działań” – podsumowuje ekspert.